Wśród osób sceptycznie podchodzących do profesjonalnego i etycznego zbierania pieniędzy dla organizacji pozarządowych utarło się przekonanie, że fundraising tak naprawdę żebranie przemycane w modnej, obcojęzycznej nazwie.  Jak naprawdę jest z żebraniem wśród ludzi i NGOs?


Brutalna prawda

Traktując temat bezpośrednio: dramatyzowanie i zasypywanie ludzi emocjonalnymi apelami o wsparcie tak chętnie praktykowane wśród wciąż znacznej liczby NGOs jest niczym innym jak żebraniem. Bierzemy kogoś na litość lub stawiamy go pod murem dopóki nie rzuci nam przysłowiowego grosza. O dziwo przynosi to najczęściej skutek zgoła inny niż przewidywany, czyli ludzie nas po prostu ignorują. Powody są dwa.

Pierwszy: Dookoła jest mnóstwo tragedii, niesprawiedliwości oraz cierpienia. Kowalski widzi ludzkie nieszczęścia oglądając serwisy informacyjne, odwiedzając portale internetowe, przechodząc w drodze do pracy koło młodego człowieka na wózku inwalidzkim, mijając pijaka śpiącego koło śmietnika, rozmawiając z sąsiadką, sprawdzając Facebooka, a na dodatek ma własne problemy. Dramatyczny apel kolejnej organizacji, która nie ma już na opłacenie rachunków, a heroicznie pomaga kolejnym zgłaszającym się do niej osobom po prostu nie zrobi na nim wrażenia. Brutalne, ale prawdziwe.

Drugi: Najczęściej takie żebranie jest bezosobowe – informację  rzuca się w eter, a zwroty grzecznościowe to najczęściej „kochani”, „drodzy”, „szanowni państwo”. Niewiele osób uzna, że warto na nią zwrócić uwagę (o ile w tle nie będzie np. rzucającej się w oczy grafiki), ponieważ uzna, że to inne osoby będące również jej adresatami odpowiedzą na nią.

Żebranie a fundraising

Co innego gdyby (nazwijmy rzecz po imieniu) żebrząca do tej pory organizacja zaproponowała Kowalskiemu układ: „Panie Janie, prosimy Pana o wsparcie w wysokości dwóch tysięcy złotych. Zbieramy pieniądze na rehabilitację dla dwójki dzieci – Jasia i Małgosi, których zdjęcia może Pan zobaczyć poniżej. Mamy na ten cel pięć tysięcy złotych, ale potrzebujemy jeszcze trzydziestu tysięcy. Każde wsparcie jest dla nas ważne. W zamian za to oferujemy swoją przyjaźń, a dzieci nie zapomną o Pańskiej hojności.” Czy to jest żebranie? Nie, to jest fundraising – osobowa relacja nawiązana w sposób profesjonalny i etyczny. Nie trzeba jednak dodawać, by skutecznie poprosić pana Jana, trzeba go najpierw znać. A czy Twoja organizacja zna swoich sympatyków, obecnych i wcześniejszych Darczyńców? Jeżeli nie, to najwyższa pora ich poznać!

Co zatem odróżnia żebraka od fundraisera?

Najpierw żebrak musi nas przekonać do tego, że warto go wesprzeć. Więc liczy się technika. Chodzenie w łachmanach po ulicy, roztaczanie odrzucającego zapachu, brud, nędza i suche „Proszę o złotówkę na jedzenie” zadziała tylko w przypadku wzbudzenia litości u przechodniów. Czy fundraiser ma wzbudzać litość? Nie – on ma rozmawiać z Darczyńcami na równych warunkach.

Żebranie jest bezosobowe. Żebrak często nawet nie nawiązuje kontaktu wzrokowego z Darczyńcą. Gdy przekażemy mu pieniądze, to i tak będzie żebrał dalej. Nie zaoferuje nam swojej przyjaźni, wdzięczności, tylko potraktuje nas jak kolejny przystanek w swej drodze w niedoli.

Żebranie jest również bezcelowe lub nastawione na krótkie efekty. Żebrak żebrze, ponieważ nie ma celu ważniejszego niż zaspokojenie najbardziej pilnej potrzeby. Nie wiemy czy za zdobyte pieniądze kupi sobie bułkę czy wino marki Komandos.

Darczyńcy nie dają pieniędzy ponieważ mają ich w nadmiarze. Dają, ponieważ widzą cel pomocy. Tym celem może być umożliwienie normalnego funkcjonowania małym dzieciom, stworzenie szans do rozwoju utalentowanemu jazzmanowi, renowacja pomnika itp. Ludzie również chcą zostawić niewielki ślad po sobie w postaci dobra. 80-letni miliarder nie zapisuje części swego majątku dla fundacji tylko dlatego, że ma taki kaprys. Mógłby równie dobrze więcej przepisać swoim potomkom, ale on chce po sobie zostawić ślad. Ma w tym cel długofalowy.

Pointa

Na koniec ciekawa historia. W krakowskich tramwajach jeździ na oko 40-letni mężczyzna bez nogi. Widać, że przeszedł w życiu już wiele. Gdy drzwi zamykają się, on zaczyna prosić pasażerów o pieniądze gdyż zbiera na plastykę kikuta i protezę. Robi tak wytrwale od czterech lat. Ma dobrą technikę. Zwykle czas pomiędzy przystankami wystarcza mu na wyrażenie swojej prośby, zebranie darowizn, podziękowanie Darczyńcom oraz podliczenie zdobytych pieniędzy. Jest przyjacielski. Czasami na przystanku podchodzi do ludzi, których zna z widzenia i rozmawia na różne tematy: o pogodzie, o korkach, o tym co w życiu jest przyjemne. Nikogo nie odrzuca swoim wyglądem, bo z roku na rok wygląda coraz lepiej. Dlatego stali Darczyńcy chętnie go wspierają. Uważny czytelnik zorientuje się teraz, że ten jegomość jest po prostu fundraiserem.

 

Tekst ukazał się pierwotnie na Szkolenia NGO.