Wielu wyraża dezaprobatę podczas porównywania organizacji pozarządowych do firm. Bo niby jak to możliwe? Firma działa dla zysku, to nieetyczne by organizacja opierająca się o ideę też mogła tak działać. Spójrzmy na to z innej strony: firma oferuje produkty bądź usługi, zaś organizacja pozarządowa oferuje… swoją misję.


Czym jest misja? Unikając tworzenia ścisłej definicji można ją określić jako duchowy pierwiastek motywujący ludzi o określonego działania. Ich poświęcenie na rzecz praw zwierząt, pomocy samotnym matkom, dbania o historię, aktywizację lokalnej społeczności. To ich zadanie, któremu się poświęcają.

Tutaj dochodzimy do sedna: żeby misja mogła być wykonywana, organizacja pozarządowa musi niczym firma zarobić na swoją działalność. Wiąże się z tym nie tylko skuteczność w wypełnianiu swojego zadania, ale i również dbanie o swój wizerunek, pozyskiwanie darowizn, komunikacja z otoczeniem i otwartość na zmiany. Ujmując temat brutalnie: organizacja na produkowaną przez siebie misję musi sama zdobyć środki. Niektóre NGOsy prowadzą działalność gospodarczą, ale nigdy w takim stopniu, by zaspokajać nią w pełni swoje potrzeby finansowe, gdyż wtedy straciłyby swój obywatelski charakter.

Zatem co umożliwi naszej organizacji skuteczne produkowanie swojej misji?

Na garnuszku, czy na swoim?

To dylemat wielu młodych ludzi  zmuszonych zaczynać często od zera. Jak zacząć? Jak unikać błędów? Jak zminimalizować ryzyko? Analogia do organizacji pozarządowych, z których większość w Polsce jest również młoda wydaje się prosta.

Do tej pory gdy NGO potrzebowała pieniędzy na jakiś cel, rozwiązanie nasuwało się same: piszmy grant! Źródeł, z których można było zdobywać pieniądze było i jeszcze jest sporo. Problem w tym, iż na przestrzeni ostatniej dekady granty stały się podstawą finansowania działalności sektora pozarządowego. Czy to źle? W dużej mierze tak. „Napiszemy wniosek najlepiej jak to możliwe, dostaniemy pieniądze, z których sfinansujemy zatrudnienie pracownika zajmującego się projektem, będziemy mieć na długopisy, notesy, a co najważniejsze – na samą akcję. Grant się skończy za rok, ale martwy się najpierw nim, a nie tym co będzie po jego zakończeniu. Zresztą, wtedy wyciągniemy ręce po kolejny.” Tak to niestety wygląda.

W tym kontekście grant jest niczym bycie na utrzymaniu zamożnych rodziców – niby fajnie, wygodnie, ale każdy dzień życia na utrzymaniu pogarsza naszą sytuację w przypadku ewentualnego odcięcia od rodzicielskiej pomocy. Tym bardziej, iż wsparcie funduszy grantowych w Polsce niedługo zostanie znacząco okrojone. Może warto w końcu podjąć kroki do większej niezależności, czyli profesjonalizacji.

Zakazane słowo

Dla większości NGOsów w Polsce termin ‘profesjonalizacja’ jest pojęciem tak abstrakcyjnym jak dla Eskimosa deszcz monsunowy. To niepotrzebny trud, ryzyko, zmiana.  Trzeba będzie przygotować strategię rozwoju, dbać regularnie o stronę internetową i media społecznościowe, pozostawić bezpieczny grantowy wodopój, czy inwestować w rozwój pracowników. Przecież potrzebne są wtedy pieniądze, czas, energia i słowo, które padło wcześniej, a brzmi bardzo złowieszczo – RYZYKO.

To bardzo niesłuszny pogląd. Obowiązkiem organizacji pozarządowych jest dążenie do profesjonalizacji, gdyż dzięki temu będą mogły lepiej wypełniać swoją misję.

Nie taki diabeł straszny jak go malują

Zacznijmy od końca: Ryzyko jest wszędzie, nawet w tym, iż nasz wniosek grantowy zostanie odrzucony, bądź nasza księgowa popełni błąd kosztujący nas tysiące złotych. Jakkolwiek może to banalnie brzmieć: Nie uwolnimy się od niego na żadnym etapie jakiejkolwiek działalności.

Rezygnacja ze stałych i bezpiecznych środków grantowych? Nic bardziej mylnego. Granty są dobrym rozwiązaniem, o ile ich udział w budżecie organizacji nie przekracza 40%, a my wiemy w jaki sposób przeprowadzać ewaluację, by w przyszłości odczuwać pozytywny wpływ przeprowadzanych projektów.

Koszty? Jak udowadniają moi koledzy z GFA oraz inni fundraiserzy w Polsce: można podjąć kroki zmierzające do profesjonalnego zdobywania pieniędzy niskim nakładem finansowym. Bez względu czy organizacja ma budżet w wysokości półtora miliona, czy piętnastu tysięcy złotych, zawsze znajdą się rozwiązania pozwalające nam na progres. Można na przykład skutecznie rozwijać media społecznościowe pozwalające niewielkim kosztem dotrzeć do potencjalnych Darczyńców. Trzeba tylko wiedzieć jak podjąć temat i przede wszystkim tego chcieć.

Nie bez znaczenia jest pragmatyczne podejście do kwestii inwestycji. Jeżeli potraktujemy pracownika jako inwestycję, nie będziemy szczędzić środków na jego rozwój, dobre warunki pracy, wizytówki, telefon służbowy, wtedy on zacznie być bardziej efektywny. Jeżeli jako inwestycję potraktujemy założenie nowej, dobrze działającej strony z wielkim przyciskiem ‘WESPRZYJ NAS’ odsyłającym do serwisu transakcyjnego, wtedy łatwiej będzie nam pozyskać stałych Darczyńców. Gdy zaś zainwestujemy w kartki świąteczne, które wyślemy do obecnych sympatyków, oni z pewnością o nas nie zapomną. Pamiętajmy, że w wielu aspektach organizacja pozarządowa musi działać jak firma, a przy tym ma nieco bardziej skomplikowane zadanie – zdobyć pieniądze by móc produkować swą misję.

To jak z tą niezależnością?

Niewielu młodych ludzi na starcie w dorosłość może liczyć na własny dom, samochód, stabilną pracę i pięciocyfrową kwotę oszczędności na koncie. Podobnie jest z organizacjami pozarządowymi. Nie zmienia to faktu, że potrzeba uniezależniania się, a co za tym idzie szeroko pojętej profesjonalizacji to sprawa absolutnie priorytetowa. Nie zamykając się na finansowanie ze źródeł publicznych, zarządy NGOsów muszą podejmować to ryzyko. Można je zminimalizować korzystając z pomocy profesjonalistów, bądź podglądać najlepszych. Wysiłek włożony w tę pracę z pewnością zaprocentuje  w tej najbliższej i dalszej przyszłości.

 

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Szkolenia NGO.