Ile warte jest NIC? Nic to nic. Jednak w okresie przedświątecznym może być wycenione na 6 tys. zł.


Każdego roku w okresie przedświątecznym widzę liczne akcje charytatywne w mediach, zbiórki pieniędzy, kompletowanie paczek, wysyłanie smsów, koncerty i spotkania wspierające działalność dobroczynną. Mobilizują się też darczyńcy, którzy jeszcze bardziej niż zwykle są skłonni wspierać szczytne cele. Czy człowiek staje się lepszym na święta? Co powoduje wzrost zaangażowania w tym czasie?

Analiza przypadku

Wśród świątecznych akcji największe emocje wzbudzają we mnie coroczne licytacje radiowej Trójki „Święta bez granic”. W tym roku dochód z trzech aukcji przekazany będzie fundacji pomagającej dzieciom w walce z nowotworami. Formuła – jak zawsze: licytacja przedmiotów, podbijanie stawki, po której padają słowa „po raz trzeci” i „gratuluję”. Jest jednak coś, co sprawia, że obok trójkowej aukcji trudno przejść obojętnie. I tak 19 grudnia padł rekord – słuchacze przekazali 292 932 zł w trzy godziny.

Klimat

Program prowadzi Kuba Strzyczkowski – człowiek pełen spokoju z ciepłym głosem, dużym szacunkiem dla słuchaczy i nienachalnością. Daleki od postawy naganiacza i wodzireja, może dzięki temu właśnie bardziej skuteczny, potrafi wprawiać machinę w ruch w życzliwej atmosferze. Ostatnim wynalazkiem jest magiczny przycisk, który – w końcowej fazie licytacji, na życzenie słuchacza – prowadzący naciska i stawka wzrastała o 100 zł. Do momentu gdy ktoś poprosił o zmianę skali ze 100 na 1000 zł – „żeby nie musiał pan męczyć palca 50 razy”.

W trakcie audycji słyszymy osoby z fundacji, opowiadające o ich zmaganiach, potrzebach. Historie, jakimi się dzielą,  mogą chwycić za serce nawet „twardsze” osoby. Jeden z dzwoniących, po tym jak jego 12 tys. zostało „przebite”, pogratulował zwycięzcy i powiedział: „moje dziecko też było kiedyś chore, ale dziś żyje. To się da wyleczyć, jest nadzieja”. Kolejne potwierdzenie słuszności sprawy. Znów padają kwoty w kilkunastu, kilkudziesięciu tysiącach. Pan Kuba wraz z armią osób przy telefonach wciąż negocjują. Telefon jeden po drugim, a równolegle smsy, na które stać już każdego.

Przedmioty

Pod młotek szły już różne przedmioty, np. koszulka z autografem Andresa Iniesty, paszport Jerzego Stuhra z filmu „Obywatel”, płyty, obrazy – co ważne – wszystkie mają duży ładunek emocjonalny, wiążą się z historiami, uczuciami i przeżyciami znanych osób, dzięki czemu ich wartość wzrasta. Z bardziej nietypowych: fragment boazerii ze studia emisyjnego Trójki czy mapa Mongolii Andrzeja Stasiuka. Przedmioty są często jedynie pretekstem, żeby włączyć się akurat w tę aukcję.

Nieobliczalność

Ciekawą postacią jest Marek Wałkuski – korespondent z Waszyngtonu, który kilka lat temu podpuścił prowadzącego, mówiąc „Pan potrafi zlicytować wszystko, nawet NIC„. W efekcie szczęśliwy zwycięzca przekazał za nie 6 tys. zł.
W tym roku pan Marek zaproponował z zaskoczenia przepis na kapustę z grzybami. To był strzał w dziesiątkę. Pani Ziuta kupiła go za 63 333 zł. Jej konkurent, mimo że nie wygrał, wpłacił proponowane 55 tys na konto. Pani Ziuta obiecała podzielić się z nim przepisem. To był najdroższy „przedmiot” tej edycji.
Słuchacze wchodzą w konwencję, liczy się przecież cel i wszyscy są tego świadomi.

Rytuał

Ludzie często wyczekują audycji cały rok, licytują indywidualnie lub przygotowują się formując zespoły (grupa z Krakowa, Gdańska, itd). Zastanawiają się, kiedy zadzwoni Pan Robert, który słynie z tego, że trudno z nim wygrać. Dzieje się coś więcej – stają się członkami pewnej społeczności, która oczekuje, planuje i zachowuje się w sposób rytualny, przecież taki już jest zwyczaj. Gdy znamy zasady, mamy cel, widzimy efekty, zaangażowanie innych, a licznik pokazuje coraz więcej, kibicujemy mocniej, aukcja staje się naszą wspólną sprawą i czujemy się za nią współodpowiedzialni. Jeszcze jeden sms nie zaszkodzi. Nasza satysfakcja wzrasta i budujemy w sobie nawyk.

Dobrze, że fundacje korzystają z pomocy znanych osób, firm, organizacji, które mają wypracowaną przez lata pozycję oraz skupione wokół siebie społeczności. Dzięki temu można jeszcze więcej. Oczywiście, gros ludzi przekazuje środki po cichu, bez okazji. Wielu z nas jednak potrzebuje zewnętrznego bodźca, poczucia sprawstwa, wspólnej akcji i chęci przynależności. A efekt skali zbiera owoce. Nic tak nie jednoczy jak szczytny cel, silne emocje i uczestnictwo w rytuale.

Atmosfera świąteczna sprzyja „ludzkim” odruchom. Święta to przecież emocje. Chylę czoła przed tymi, którzy nie tylko potrafią wzbudzać emocje, ale tworzą rytuał pomagania. I choć dobroczynność napędzana jest przede wszystkim emocjami, to rytuał wzmacnia jej wagę i cykliczność, nie są to działania przypadkowe. W fundraisingu to nie lada wyzwanie.
Dla mnie okres świąteczny rozpoczyna się nie choinką w supermarkecie, ale właśnie pierwszą z trzech licytacji Trójki. Oby można było tworzyć rytuały nie tylko na święta.

A jakie są Wasze rytuały pomagania? Jakie akcje szczególnie przypadły Wam do gustu w ostatnim czasie?